Mam takie przeczucie, że niektórzy zaglądając na tę moją stronę są rozczarowani, że piszę o drzewach, kompasie czy o układaniu kwiatowych dywanów, a nie piszę nic o ludziach i ich przeżywaniu wiary. Nie piszę o duszpasterskiej pracy misyjnej i o nawracaniu, bo przecież tak nam się misje kojarzą.
Powód jest prosty i oczywisty. Nie ośmielam się dotychczas pisać o wierze ludzi w Paragwaju, bo po prostu mam za mało wiedzy, a nie chcę formułować pochopnych i nieprawdziwych opinii. Powoli jednak zbieram w głowie informacje o tym jak wygląda Kościół w Paragwaju. I może odrobinkę informacji odważę się teraz napisać. Ciąglę jednak z zastrzeżeniem, że mogę się mylić i że moje informacje i obserwacje nie są na 100 procent pewne.
Po pierwsze: około 80 procent paragwajczyków jest ochrzczonych i uważa się za katolików…. czyli wygląda, że nie jest źle. Jednak tylko niewielka część tych ludzi uczęszcza do kościoła regularnie czy w miarę regularnie. W naszej parafii, które obejmuje około 35 tysięcy ludzi na niedzielną Mszę św. przychodzi około półtora tysiąca osób …. czyli nie wygląda to aż tak dobrze.
Po drugie: Kościół Katolicki w Paragwaju to Kościół laikatu w przeciwieństwie do Kościoła w Polsce. Co mam na myśli? Fakt, że w Polsce ksiądz zarządza wszystkim, za wszystko odpowiada, wszystko musi organizować, itp, itd, a ludzie świeccy po prostu mniej czy bardziej się włączają. Tu wygląda to odwrotnie. To świeccy wszystko organizują. Każda Msza św. jest przygotowana przez jakąś grupę (śpiewy, czytania, zbieranie intencji i ofiar, przygotowanie do Mszy, otwarcie i zamknięcie kościoła, itd.). Ksiądz po prostu spowiada, odprawia Msze św. czy pogrzeb. Kapłan uczestniczy w spotkaniach grup, ale nie jako ten, który zwołuje i prowadzi spotkanie, ale jako ten, który jest gościem grupy i duchowym doradcą. W parafii jest kilkudziesięciu katechetów i szafarzy Eucharystii, a wypełnianie jakiejkolwiek posługi przy parafii jest w społeczeństwie postrzegane jako zaszczyt i duży awans społeczny.
Po trzecie: wiary nikt się nie wstydzi! (znów w znacznym przeciwieństwie do Polski). Jest czymś normalnym, że ktoś otwiera na przykład zakład fryzjerski i na szyldzie umieszcza napis: “Zakład fryzjerski św. Rity”. Jest czymś spotykanym, że na tylnej szybie samochodu właściciel umieszcza ulubiony cytat z Pisma św. Autobusy miejskie są oklejone przez kierowców obrazami Jezusa, Maryi czy świętych. Niedawno byłem w biurze Interpolu… w jednym tylko pomieszczeniu naliczyłem 7 obrazków świętych.
Może tyle na dziś tych spostrzeżeń. Podzielę się jeszcze jedną nowiną, otóż przed chwilą wróciłem z mojego pierwszego prawdziwie misyjnego wyjazdu na Mszę świętą. W kaplicy św. Rocha odprawiłem pierwszą Mszę św. dla wiernych w mojej nowej parafii. Oczywiście był stress, bo jakby inaczej, ale mam wrażenie że i Mszę i kazanie wierni zrozumieli 🙂
Po Mszy św., to też jest charakterystyczne, choć nie był to żaden odpust czy uroczystość, kilka osób przygotowało coś do zjedzenia. Tak więc misyjny debiut mam właśnie za sobą…
Ojcze, czy “te obrazki i nazwy” nie świadczą o powierzchowności wiary? Bo jak wytłumaczyć fakt, że ktoś nie przychodzi na najważniejsze spotkanie z Jezusem, a chętnie sięga po świętych, którzy Nim żyli? To tak jakby nosić obrazek ukochanej czy ukochanego i nie spotykać się z nim mimo, że zawsze na nas czeka? Jestem akurat na wakacjach w małych miasteczku na południu Francji i żal, że kościoły też są tu puste. Choć trzeba powiedzieć, że jak ktoś tutaj jest katolikiem, to na serio. Bóg jest wielki i miłosierny dlatego “misjonuj” Ojcze ile tylko możesz! Pan dał Ci największy dar bez którego wierni sami nie dokonają cudu przeistoczenia.
Nie znam odpowiedzi na to pytanie, nie odważę się określić czy “te obrazki i nazwy” świadczą czy nie świadczą o powierzchowności wiary. Za krótko tu jestem, za mało znam realia. Jednego jestem jednak pewien, że oni swojej wiary się nie wstydzą!!!