Niedziela, 2 lipca. Dziś odprawiłem Mszę św. w kaplicy św. Izydora. Jak widać na poniższych fotografiach kaplica jest murowana i dość duża. Wyposażona ubogo, choć ku mojemu zaskoczeniu jest tu nagłośnienie. O godzinie 17, czyli tak jak był zaplanowany początek Mszy było zaledwie kilka osób, ale wystarczyło poczekać kilka minut i przyszli kolejni wierni.
Przed przyjazdem nasłuchałem się bardzo dużo na temat słynnego “mañana” obowiązującego w Ameryce Południowej. Owo “mañana”, czyli “później”, “jutro” jest zdecydowanie niepoliczalne i nieprzewidywalne, i równie dobrze może oznaczać 10 minut, albo dwie godziny, albo też i nigdy. Muszę jednak przyznać, że moje dotychczasowe doświadczenia nie są takie złe. Wszystko z czym mam do czynienia (nabożeństwa w kościele, zajęcia w szkole, jazda autobusami miejskimi) odbywa się zaskakująco punktualnie. Zobaczymy jednak co przyniesie przyszłość.