Przed laty Kora śpiewała z “Maanamem” superprzebój: “Boskie Buenos”. I podczas podróży do Buenos Aires przypominała mi się ta piosenka, a zwłaszcza jej refren:
“Chcę jeszcze raz pojechać do Europy
Lub jeszcze dalej do Buenos Aires.
Więcej się można nauczyć podróżując.
Podróżować, podróżować jest bosko.”
Jest jakaś magia w podróżowaniu i ogromnie się cieszę, że mogę tego doświadczać.
Zbliżając się do Buenos Aires przekroczyliśmy rzekę Parana. Jest potężna. Proszę mi wierzyć, że ta kropeczka w górnej cześci fotografii to poteżny, morski statek.
Avenida 9 de Julio to najszersza ulica świata. Podobno ma 200 metrów szerokości. W każdym kierunku kilka jezdni po 5-7 pasów. Przy tej ulicy znajdują się dwa “symbole” Buenos Aires: postawiony w 1936 na cześć niepodległości obelisk o wysokości 86 m. i portret Evy Peron, legendarnej bohaterki Argentyny.
Poprzedni wpis zatytułowałem “Długa podróż”, ale napisałem go w autobusie, gdy podróż się zaledwie zaczynała. Okazała się być dłuższa niż planowana o niemal siedem godzin. Na granicy między Paragwajem i Argentyną spędzieliśmy, nie wiedząc czemu, około pięciu godzin. Potem autobus już gnał przez kilkanaście godzin bez zatrzymywania się. Gdy zrobiło się widno starałem się nacieszyć oczy widokami. W gruncie rzeczy widoki monotonne, bo ciągle równiny, ciągle zielone pastwiska lub pola, ciągle wielkie stada bydła, ale piękne. Im bliżej byłem Buenos tym świat za oknem stawał sie nowocześniejszy, coraz lepsze drogi, coraz większe mosty i wiadukty, zaczeły pojawiać się na horyzoncie wieżowce. Czuć było, że zbliżamy się do naprawdę wielkego miasta.
We mnie natomiast zaczęło narastać zaniepokojenie, bo moja paragwajska karta telefoniczna nie rejestrowała się w argentyńskiej sieci. Od sąsiada w autobusie dowiedziałem się, że tak właśnie jest i tym sposobem zostałem bez żadnego kontaktu, a przy siedmiu godzinach spóźnienia trudno się spodziewać, że Javier (nasz współbrat z Argentyny, który miał mnie odebrać) będzie na mnie czekał. Rzeczywiście… nie czekał 🙂 Tak więc znalazłem się na ogromnym dworcu autobusowym i w jednym z biur podróży udostępniono mi wi-fi. Dalej już jakoś poszło. …Javier przyjechał po mnie po godzinie.
Droga do klasztoru to pierwsze zwiedzanie miasta. Robi wrażenie! Buenos Aires jest przepiękne! Bardzo szerokie ulice, bogate, potężne secesyjne kamienice, nowoczesne wieżowce. Niezliczona ilość samochodów i ludzie, którzy emanują elegancją i spokojem. To w niczym nie przypomina Asunción i Paragwaju. Słusznie się mówi, że Buenos Aires to najbardziej europejskie miasto w Ameryce.
Muzeum
Katedra Buenos Aires. To tutaj jako biskup żył i pracował kard. Jorge Bergolio, czyli papież Franciszek.
Następnego dnia mieliśmy się wybrać, żeby zobaczyć nieco więcej. Jednak fr. Javier jest obecnie sam w klasztorze i miał sporo różnych zajęć. Sam nie mogłem pojechać do centrum więc cierpliwie czekałem. Dopiero po południu pojechaliśmy, żebym mógł zobaczyć więcej. W międzyczasie Javier zorganizował mi przejazd do El Bolson. Mój plan, aby jechać autobusem wydał mu się tak nierozsądny, że przejął inicjatywę i zamówił mi przelot samolotem. Tak więc w piątek (dziś) lecę wieczorem do Bariloche, a tam mają mnie odebrać bracia z El Bolson.
W pobiliżu naszego klasztoru znajduje się to oto niepozorne miejsce. To tutaj “urodziło się” pierwsze tango. Upamiętnia to Muzeum “Manoblanca”.
Piękne zdjęcia a jeszcze piękniejsze widoki ? pozdrawia z Krosna Justyna
P.S. Pan Z. Jaskólski również serdecznie pozdrawia..
Oczywiście bardzo dziękuję i pozdrawiam z klasztoru najbliższego Biegunowi Południowemu 🙂