Co to jest Chaco? To region geograficzny, który znajduje się na terenie Paragwaju, Argentyny, Boliwii i Brazylii. Chaco to około 800 tysięcy kilometrów kwadratowych. Jest to teren nieprzyjazny do życia; wysoka temperatura, wielka ilość dni suchych, ale też i gwałtowne opady, wszystko to sprawia, że jest to rejon gdzie trudno żyć.
W Paragwaju Chaco zajumuje znacznie ponad połowę powierzchni kraju i żyje w nim mniej niż 1% ludności Paragwaju. Te liczby robią wrażenie. Nie jest to jednak teren pustynny. Znajdują się tam wielkie “estancje”, czyli potężne gospodarstwa rolne. Na setkach i tysiącach hektarów wypasane są krowy, albo uprawiana jest soja, kukurydza, czy jakieś zboża.
Gdy się patrzy na mapy, to przez paragwajskie Chaco przechodzą trzy drogi asfaltowe….
Pod względem duszpasterkim Chaco to teren totalnie misyjny. Niewielka liczba ludzi rozrzuconych na wielkim terenie i dramtatycznie mała liczba duszpasterzy. Na terenie paragwajskiego Chaco są trzy diecezje. Do jednej z nich się wybrałem….
W diecezji, a właściwie Wikariacie Apostolskim Chiaco jest siedem parafii. Żyje i pracuje tu biskup, dziesięciu księży i są trzy domy sióstr zakonnych. Wszyscy księża i siostry zakonne są misjonarzami spoza Paragwaju. Warunki pracy są tu trudne. Bardzo trudne!
Wybrałem się do tego miejsca, aby “dotknąć” Chaco, aby spróbować zrozumieć dlaczego jest to miejsce tak specyficzne. Moja wyprawa do Chaco zbiegła się dokładnie z Synodem Amazońskim. Co prawda Chaco to nie Amazonia, ale specyfika jest dokładnie amazońska; te same sytuacje, te same problemy, te same potrzeby.
Ok, trochę szczegółów. Wyjechałem do Chaco 19 października. To niby nie jest daleko, jeśli chodzi o kilometry, ale połączeń dobrych nie ma. Mapy Google kończą się na mieście Concepción, choć to zupełna nieprawda. Moim celem była miejscowość Puerto Pinasco; w lini prostej około 500 km. Autobusem jechałem 8 godzin i to po zaskakująco dobry drogach. Są na północ od Concepción super drogi, których nie zna nawet Google. Potem trzeba było poczekać 8 godzin na statek … i już tylko 8 godzin podróży statkiem dzieliło mnie od celu 🙂
Statek był, jakby to powiedzieć, wszystko-potrafiący. Był sklepem spożywczym; był medium do przewozu kóz i świń, był hurtownią ryb i mięsa, no i oczywiście był dla pasażerów takich jak ja.
Gdy dotarłem do Puerto Pinasco zobaczyłem miejscowość jakich wiele w Paragwaju. Najnormalniejsza wioska; kilka ulic, ubogie domy, przyzwoite, a czasami wręcz zaskakująco drogie samochody… po prostu Paragwaj. Specyfika tego miejsca jest jednak taka, że można tu dojtrzeć tylko statkiem czy łodzią. Po ziemi też można, ale tylko jeśli dłuższy czas nie padało, no i jeśli właściciele rancz pozwolą, żeby przejechać przez ich teren :), bo normalnej, ogólnodostępnej drogi nie ma.
Parafia Pinasco w której się znalazłem od 12 lat nie ma księdza. Zarządzają ją i prowadzą duszpasterstwo siostry zakonne z Madagaskaru. Prowadzą katechezę, odwiedzają chorych, prowadzą w kościele nabożeństwa Słowa Bożego. Od czasu do czasu “ściągają” jakiegoś księdza, żeby odprawił Msze i wyspowiadał chętnych.
Kilkaset metrów od wioski znajduje się osiedle indian. W Paragwaju jest 26 grup indian, którzy ciągle unikają połączenia się ze społeczeństwem. Żyją jakby na uboczu cywilizacji. Są bardzo blisko cywilizacji, ale nie chcą się w nią wtopić. Niewielka część ich dzieci chodzi do szkoły, rozmawiają w języku guarani, albo w jakimś innym “swoim” języku. Część z nich mówi jako tako po hiszpańsku. Niektórzy mają już komórki, a na ich “domach” widać, o dziwo, anteny satelitarne. Jednego dnia miałem z nimi spotkanie, w kolejnym dniu odprawiłem Mszę świętą; uczestniczyło w niej tylko dwadzieścia kilka dzieci i cztery kobiety. Mężczyźni albo nie byli zainteresowani, albo po prostu są nieobecni; pracują gdzieś poza miejscem zamieszkania. Myślę, że te kobiety i ich dzieci też nie były zbytnio zainteresowane tą Mszą, ale wiedzą, że po Mszy dostaną coś, czy to cukierki, czy jakieś ubrania więc, tak mi się wydaje, dlatego do misjonarzy przychodzą.
Jak dobrze, że się Ojciec tym czasem z nami podzielił. Jechaliśmy jedną z tych trzech dróg przez prawie dwa tygodnie i nie znamy takiego Chaco ani trochę. Owszem, jesteśmy sobie w stanie te problemy wyobrazić, ale nadal jest to dla nas tajemnica. Gdybyśmy byli teraz w Paragwaju to nie odczepił by się Ojciec od naszej dwójki. Jechalibyśmy tam razem 🙂 Nie wiem czy tam gdzie był Ojciec można było zaobserwować to wspaniałe ptactwo, ale tego nam najbardziej brakowało patrząc w głąb z drogi. One były 40 metrów za płotem.
Z ciekawostek my słyszeliśmy, że Chaco jest takim regionem gdzie jednocześnie występuję susza i powódź. Oczywiście w różnych częściach, ale jest to niesamowite.
Praca księży i sióstr w Paragwaju i Ameryce Południowej jest niesamowita. Przy okazji wczoraj słuchaliśmy reportażu z pierwszymi wnioskami z synodu amazońskiego. Ma on pomóc nie tylko w Amazonii, ale całej Ameryce Południowej. Nie wiem czy zawsze problemem katolicyzmu tutaj jest problem z dotarciem (transportem) do wiernych. Wierni podobno odpływają do protestantów także tam gdzie jest asfalt i wszystkie media. To jednak temat na długie rozważania 🙂
Jak zwykle świetny i wnikliwy reportaż! Ojcze Tadeuszu, dziękuję za to, że podzieliłeś się tym czasem i doświadczeniem pobytu w Chaco. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwy teren misyjny, wierząc jednocześnie, że ta praca przyniesie, i przynosi dobre owoce.
Serdeczne pozdrowienia z Krakowa! 🙂
Tadeuszu, dzięki za kolejną ciekawą relację. Do dziś wspominam naszą wędrówkę po Guarambare.. pozdrawiam serdecznie i życzę dużo sił w Twej wyjątkowej misji