W tym dziwnym czasie pandemii klerycy, którym teraz towarzyszę, nie jeżdżą na zajęcia na Uniwersytet. Mają zadane pewne lektury i tematy, i studiują sami. Wykorzystując ten czas pojawił się pomysł uczenia się podstaw języka polskiego. Tak więc robimy codziennie jedną godzinę lekcyjną. Podoba mi się ich zainteresowanie naszym językiem.
Na szczęście wiele naszych dźwięków, trudnych do wymówienia dla nie-Polaków, dla nich brzmią zupełnie swojsko, bo “ń”, czy “dź” znają ze swojego ukochanego języka guarani. Dziś dopiero uświadomiłem sobie jak trudno jest powiedzieć, a jak jeszcze trudniej jest napisać ze słuchu: “trzy, cztery, pięć”.