Jest 28 czerwca, dzień wyborów prezydenckich, a na fotografii powyżej jest fragment mojego biurka.
Na tym biurku powinna się pojawić sporo dni temu koperta z kartą do głosowania, ale się nie pojawiła.
Głosowanie poza Polska przebiega inaczej. Do 15 czerwca należało zgłosić (internetowo) chęć głosowania, a komisja wyborcza przy Ambasadzie w Buenos Aires 16 czerwca miała wysłać pocztą kurierską kopertę z kartą do głosowania. Następnie, do dokonaniu głosowania, należało na własny koszt wysłać pocztą kurierską kopertę z kartą wyborczą do Ambasady.
Ala jak dotychczas się nie pojawiła więc też jej nie odesłałem… Może dotrze w najbliższym czasie. Kto wie…
Dwa dni temu, kiedy już było oczywiste, że z głosowania “nici” napisałem do Ambasady. Otrzymałem odpowiedź, ale była to odpowiedź ładnie i grzecznie napisana, ale moim zdaniem niezbyt uczciwa. Napisano do mnie, że “Bardzo szkoda, że Ksiądz pisze dopiero dzisiaj do nas napisał…” – a kiedy miałem napisać: dwa dni po teoretycznym wysłaniu? trzeciego dnia? czwartego? piątego?… A na koniec się dowiedziałem, że mógłbym zaproponować jaką pocztą kurierską wysłać. Wydaje mi się, że to pracownicy Ambasady biorą pensje za to, że organizuje różne rzeczy.
No i na koniec, nie wiem ile osób zarejestrowało się do głosowania w Buenos Aires, i nie wiem ile otrzymało, a ile nie (choć wiem o pięciu osobach, które nie otrzymały) i pytanie: ile zarobiła na tym firma kurierska? I czy zapłaci odszkodowanie za to, że nie dostarczyła przesyłek w terminie?
Takie to moje refleksje w wieczór wyborów prezydenckich w Polsce.