Przed naszym klasztorem w Gruarembaré dziś zrobiło się żółto. Zakwitło drzewo lapacho. Już raz o tym drzewie, które jest uznawane ze jeden z symboli Paragwaju, pisałem. Piszę po raz drugi, bo tym razem chodzi o żółte lapacho. Powiedziano mi, że w odróżnieniu od tego czerwonego, żółte lapacho kwitnie tylko jeden dzień. Prawdopodobnie jutro nie będzie na nim żadnego kwiatka, natomiast pod drzewem będzie żółty dywan. Zobaczymy.
Oczywiście kwitnące drzewo przyciągnęło natychmiast mnóstwo owadów i ptaków, które zlatywały się aby nasycić się nektarem jego kwiatów. Mnie najbardziej interesował gość, którego my nazywamy kolibrem, a tu mówi się o nim “picaflor”.
A poza tym? Poza tym przygotowywałem się dziś językowo do chrztu świętego, który mam udzielić po raz pierwszy w języku hiszpańskim. Za chwilę jadę na Msze św. do kaplicy św. Róży, a jutro mam trzy Msze, w trzech różnych kaplicach.
I jeszcze jedno. Przyszło załamanie pogody. Wczoraj jeszcze było 37 stopni (w środku zimy), teraz jest 17 stopni i pada z przerwami deszcz, a w poniedziałek ma podobno być tylko 14 stopni. brrr…
Jak ma liście, to nie ma kwiatów. Jak ma kwiaty, to nie ma liści. Takie jest LAPACHO. Pozdrawiam Cię Tadziu