Odprawiałem dziś wieczorem Mszę św. w kościele, w której uczestniczyła też spora grupa parafian z jednej z dzielic naszego Guarambaré. Przyszli w procesji do kościoła, przynosząc swój Święty Krzyż.
Gdy Msza św. się skończyła wysłuchałem kilku pieśni w języku guaraní ku czci Krzyża. Potem, gdy zmierzałem do wyjścia z kościoła podbiegła do mnie dziewczyna.
– Ojcze – powiedziała – czy Ojciec może nauczyć mnie czytać?
Zamurowało mnie. Spojrzałem na tę dziewczynę, na jej twarzy było zakłopotanie, wstyd i chyba jakaś nadzieja.
– Ile masz lat? – spytałem.
– Odpowiedziała: trzynaście.
– Nie chodzisz do szkoły?
– Nie. Muszę biegnąć.
– Przyjdź w sobotę – tyle zdążyłem powiedzieć.
– Tak, Ojcze.
Nie wiem czy przyjdzie. Nie wiem czy potrafię nauczyć ją czytać. Nie wiem. Wiem tylko, że chwilę później porozmawiałem z kilkoma osobami, pytając je czy faktycznie są dzieci i młodzież, którzy nie umieją czytać. Prawie każdy zapytany odpowiedział z pewnym zakłopotaniem, że jest część takich dzieci, które nie chodzą do szkół, bo muszą pracować. Przeważnie są to dzieci z tak zwanych “asentamientos”. Asentamientos to są takie osiedla nędzy. Mieszkają tam biedni ludzie, którzy są wspierani przez polityków tylko po to, by w odpowiednim czasie na nich zagłosowali. Oczywiście takie wytłumaczenie w jednym zdaniu z pewnością nie jest wyczerpujące, ani do końca trafne, ale najkrócej tak to wygląda.
Pomyślałem sobie, że mój “miodowy miesiąc” w Paragwaju chyba się skończył i zaczynam dotykać problemów.
Ta fotografia nie ma nic wspólnego z dzisiejszą historią. Pokazuje tylko w jak nędznych warunkach mieszkają niektórzy ludzie.
Mój miodowy miesiac w Meksyku – prawie 30 lat temu – nie trwal nawet jednego dnia, bo od razu mieszkalem miedzy Meksykanami, z moja przybrana meksykanska rodzina.
Chcialbym poznac Paraguay, bo wyglada na to, ze ma problemy bardzo podobne do Meksyku, tylko ze jest biedniejszy, ma mniej zasobów, nie ma dostepu do morza i z tego powodu jest bardziej wrazliwy na szkody.