Jakiś czas temu turyści z Polski, którzy zamierzali wybrać się do Paragwaju, poproslili mnie o jakąś pomoc. Nie obiecywałem zbyt wiele, ale jakieś proste przyjęcie owszem.
Dziś właśnie przyjechali do nas, do Guarambaré. Przyjechali ambitnie, bo na rowerach. I trasę też mają ambitną, bo jest to trasa otwarta, “no limits”, dojadą tak gdzie dojadą, dokąd starczy sił i pieniędzy.
Małgorzata i Michał swoją trasę w Ameryce Południowej rozpoczęli w Brazylii i Argentynie przy wodospadach Iguasu, a teraz jadą i poznają Paragwaj. Plany na przyszłość mają ambitne, najpierw na północ do Boliwii, a potem na południe, wzdłuż Andów, jak najdalej ku południu….
Z mojej strony po prostu życzę powodzenia i pięknych wrażeń.
Rano postanowiłem nie czekać na gości, ale korzystając z informacji, które mi przesłali wyjechać im na przeciw. Moich gości spotkałem ok 50 km przed Guarambaré. Spotkałem, gdy u jakiegoś wulkanizatora naprawiali przebitą oponę 🙂 Gdy już wiedziałem, że są na właściwej drodze wróciłem do siebie i oczekiwałem ich przyjazdu.
Jadąc na spotkanie z turystami udało mi się w końcu zrobić zdjęcie prawdziwego paragwajskiego wozu do którego zaprzężone są sapo, czyli krowy, które oprócz są chodowane nie tylko dla mleka i mięsą lecz także jako siła robocza.
Przy wieczornej kolacji.
Spotkanie Ojca Tadeusza przy drodze 50km przed Guarambaré było dla nas miłym zaskoczeniem. Po załataniu dziury zdecydowanie lekko jechało się nam na właściwe spotkanie.
Rozmowy z Ojcem Tadeuszem i Markiem to zaszczyt i doświadczenie kulturowe w pigułce. Nigdy w tak krótkim czasie nie dowiedzielibyśmy się tyle o tym kraju co tutaj w klasztorze. Ich perspektywa jest bardzo istotna w naszej podróży