Pisałem niedawno o El Piltriquitrón, szczycie, który góruje nad El Bolson i okolicą. Ta tajemnicza nazwa oznacza “szczyt zawieszony w chmurach”. Od kilku dni chciałem się wybrać i spróbować dostać się na postrzępiony szczyt na wysokości 2260 m n.p.m. ale w klasztorze powstał pomysł, abyśmy poszli wspólnie. I dziś właśnie wybraliśmy się na wyprawę: Ricadro, Manuel i ja.
El Bolson jest położone zaledwie na 400 m n.p.m. więc do pokonania było 1860 m. Jednak jest dojazd samochodem do wysokości 750 m. Skorzystaliśmy z tej opcji i po zaparkowaniu wyruszyliśmy. Od początku zachwycały nas widoki.
Na wysokości około 1100 metrów znajduje się “Bosco tallado”, takie miejsce, w którym miejscowi artyści utworzyli z wypalonych przez pożar i zniszczonych w inny sposób drzew galerię rzeźb w drewnie.
Następny etap to schronisko. To już 1500 metrów. Od tego momentu zaczeło być trudniej. Jednak widoki wynagradzały trud wspinania.
Wszędzie wokoło ośnieżone szczyty, choć tutaj jest teraz lato.
Manuel, z którym jestem na tym zdjęciu jest ode mnie kilka lat starszy. Starał się bardzo i był bardzo dzielny, ale w pewnym momencie nie dał rady. Dotarł jednak prawie na 2 tysiące metrów.
Ten moment, ten widok był bardzo ważny. Przed nami ukazało się przejście prowadzące do szczytu. El Piltri jest w lekkim obłoku, na lewo od szczytu u którego stóp leży śnieg.
No, wreszczie na szczycie. El Piltriquitrón, 2260, zdobyty.
Pan Bóg był dla nas łaskawy. Nie padało. Nie było upalnego słońca. Były chmury, które dawały konfort wspinaczki, a jednocześnie te chmury łaskawie znikły gdy weszliśmy na szczyt. Mogliśmy podziwiać cudowne panoramy.
Taka wyprawa to piękna sprawa. Cudowny dzień, choć nie ukrywam, że nogi mam jak z waty 🙂
Na koniec jedna myśl. W Andach znajdują się potężne szczyty, najwyższe poza Himalajami. Najwyższy szczyt sięga 6900 metrów. Jest wiele 5 i 4-tysięczników. Więc taki El Piltriquitrón to “pikuś”. Jednak satysfakcja z wyprawy, widoki i przeżycią są i pozostaną niezapomniane.