Pojechałem dziś rano do stolicy naszej diecezji, do San Lorenzo, aby uczestniczyć w Kongresie Odnowy w Duchu Świętym. Wszystko zaczeło się dobrze, ale gdy kończył się czas na obiad, zaczeło padać. Tak na prawdę, to złe określenie, zaczeło lać i to lać niemimosiernie. Deszcze, jakiego nie znam z Polski. Deszcz, który ma intensywność znacznie większą niż to co u nas określamy “leje jak z cebra”.
Ponad godzinę chowałem się przed tym deszczem pod pewnym dachem, aż w pewnym momencie przyszedł pewien człowiek i powiedział: “Ojcze, czas na Mszę” … no i musiałem pójść na Mszę, to znaczy musiałem po drodze zmoknąć zupełnie 🙂
\
Odkad czytam ten blog jestem zadziwiony, jak bardzo Paragwaj jest podobny do Meksyku, mimo bardzo ograniczonych kontaktów miedzy oboma krajami (podejrzewam, ze artysci meksykanscy, telenowele etc. sa znane w Paragwaju, ale nie odwrotnie). Róznica jest taka, ze w prawie calym Paragwaju ludzie potrafia mówic w jezyku oryginalnym tego kraju, czyli guaraní, a w Meksyku potrafia tylko lokalnie.
Pozdrawiam