Chyba wypada napisać coś o tym czym żyje cały świat, czyli o pandemii koronawirusa. Mówiąc najkrócej w Paragwaju jest mniej więcej tak samo jak w Polsce (z tego co wiem z internetu i z rozmów). Na dwa tygodnie zamknięto szkoły, wyższe uczelnie i miejsca publiczne. Nakazano aby kościoły zostały zamknięte. Granice są otwarte, ale być może to kwestia dni i też zostaną zamknięte. Krótko mówiąc ogólnoświatowy kryzys.
Ja spędzam ten czas nie w Guarambaré ale w stolicy, czyli w Asunción. Od tygodnia zastępuję jednego z naszych zakonników i towarzyszę naszym klerykom. Będę w Asunción z tym nowym zadaniem przez dwa i pół miesiąca.
Mamy tu kaplicę w której odprawiam codziennie Mszę. Wiele osób chce przychodzić i uczestniczyć w Mszy św., ale zakaz biskupów jest jednoznaczny. Zaczęliśmy więc transmitować tę Mszę na facebooku.
Jest bardzo, ale to bardzo gorąco. Codziennie po południu temperatura osiąga 40 stopni. To takie stopnie z prognozy pogody. W rzeczywistości jest goręcej, bo nie ma tu prawie w ogóle zieleni i jesteśmy wśród kamieni, cegieł i betonu. W nocy temperatura “spada” do 30 stopni. Ja mam w pokoju na szczęście klimatyzację, klerycy jej nie mają. Chodzą więc spać na werandę, która jest na dachu naszego budynku, bo jak mówią w pokoju jest jak w piekarniku.
Jest też tutaj bardzo ciekawy problem z wodą. Problem polega na tym, że nie ma w kranie wody zimnej. Z obu kurków leci woda ciepła! Po prostu mamy na dachu zbiornik na wodę i przy panujących tu temperaturach woda nagrzewa się i …. nie ma wody zimnej. Takie są uroki mieszkania w Paragwaju.