To się kiedyś musiało stać. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że tak szybko. A jednak…
Nie można tu funkcjonować bez języka guaraní. To znaczy można, ale, że tak powiem nie wypada. Ludzie kochają ten swój język i oczekują, że kapłan-misjonarz będzie znał w ich języku choćby kilka słów. Zacząłem więc robić pierwsze przymiarki, żeby nauczyć się tutejszej wersji “Ojcze nasz”.
Tak wygląda tekst modlitwy “Ojcze nasz” w guaraní. Szczególną sympatię mam do pierwszego słowa w drugiej linijce 🙂
Jak widać dużo tych literek i jakoś trudno przychodzi mi je przeczytać, ale kto wie, może z czasem… A teraz króciutka anegdotka.
Kilka dni temu uczestniczyłem we Mszy św. na pożegnanie sekretarza Nuncjusza Apostolskiego w Paragwaju. Jest on Słowakiem!!! Po Mszy św., ktoś gratulował mu, że nauczył się “Ojcze nasz” w guaraní. Ksiądz sekretarz (Słowak) powiedział z rozbrajającą szczerością: “pierwszą linijkę zaczynam w guaraní, a dalej mówię już po słowacku”. Ksiądz biskup Nuncjusz odpowiedział na to: “ja byłem przekonany, że to ciągle w guaraní i podziwiałem zawsze księdza”.
Jeśli ktoś chce zaspokoić ciekawość i zapewnić swoim uszom i oczom interesujące chwile to zachęcam do obejrzenia dwóch filmikow.
I wersja śpiewana, a jednocześnie z tekstem.
Dziś rozpoczął się mój trzeci miesiąc w Paragwaju. Zima jest piękna, gdy w nocy jest +20, a w dzień +31 🙂
pozdrawiam